Dnia 22 czerwca 1999 r. w Gdańsku zmarł nasz współbrat:
śp. o. Jacek Edward Kupper OFM
Odszedł do Pana w 65. roku życia, w 27. roku konsekracji zakonnej i 42. roku kapłaństwa.
Dobry Jezu, a nasz Panie,
daj Mu wieczne spoczywanie!
***
Jacek urodził się dnia 6 lipca 1934 r. w Wysinie, pow. Kościerzyna, woj. pomorskie. Rodzice jego – Władysław i Eleonora, zd. Piotrzkowska – nadali mu na chrzcie imię Edward. Miał 8 rodzeństwa: 6 sióstr i 2 braci. Gdy miał 5 lat, wybuchła II wojna światowa. Okupację spędził z rodzicami i rodzeństwem na wygnaniu, w Ostroręczynie na Lubelszczyźnie. Po powrocie w rodzinne strony kontynował naukę, najpierw w szkole podstawowej, a potem uczył się w szkole średniej. Po maturze wstępuje do Wyższego Seminarium Duchownego diecezji chełmińskiej w Pelplinie.
Dnia 21 grudnia 1957 r. przyjął w katedrze pelplińskiej święcenia prezbiteratu z rąk ówczesnego ordynariusza diecezji, ks. bpa Kazimierza Kowalskiego. Po święceniach pracował jako wikariusz parafialny w Kartuzach i Wejherowie. Jako kapłan diecezjalny wstąpił do Prowincji Wniebowzięcia NMP Zakonu Braci Mniejszych – Franciszkanów i dnia 19 września 1971 r. rozpoczął nowicjat w Osiecznej. W zakonie przyjął imię Jacek. Po roku złożył pierwsze śluby zakonne.
Najpierw pozostał w klasztorze w Osiecznej, a potem został przeniesiony do Katowic-Panewnik, gdzie dnia 2 września 1975 r. złożył uroczyste śluby. Został przeniesiony do Poznania (1977), a potem skierowany do Kolana k. Wieżycy (1980). Tam z jego inicjatywy powstała nowa placówka zakonna. Z Kolana powrócił do Katowic-Panewnik, a potem przeniósł się do Wielunia. We wszystkich klasztorach, w których przebywał, oddawał się chętnie pracy rekolekcyjno-misyjnej. Był cenionym kaznodzieją. Zawał mięśnia sercowego przeszkodził mu w rozwijaniu działalności kaznodziejskiej. W 1989 r. wyjechał do Rzymu, gdzie w bazylice św. Jana na Lateranie przez 9 lat był spowiednikiem. Jednał z Bogiem nie tylko Polaków, ale także Włochów, Niemców, Słowaków, Czechów i Rosjan.
Od dnia 19 marca 1991 r. należał do Prowincji św. Franciszka z Asyżu w Polsce. Po powrocie do kraju został skierowany do klasztoru w Gdańsku – Nowym Porcie. Coraz bardziej dokuczała mu choroba serca. Wiele dni spędził w szpitalu. Tam spotkał siostrę Śmierć.
Pogrzeb odbył się dnia 26 czerwca 1999 r. w Wejherowie. Spoczywa na miejscowym cmentarzu.
O. śp. Ojcu Jacku – Edwardzie Kupperze kwiatków kilka
Początki seminaryjne w Pelplinie. Wszyscy tytułowali go po imieniu. Tylko jeden ze starszych wiekiem kolegów kursowych mówił do niego: Kupfer (niem. miedź, miedzioryt).
W Seminarium przez pewien czas wprowadzono obowiązkowe ćwiczenia gimnastyczne, które odbywały się po wykładach. Ćwiczono na korytarzu pod komendą jednego z profesorów. Zarządził tzw. rąbanie drzewa. W pewnym momencie Edek rozpoczął ku uciesze wszystkich demonstrowanie, jak rąbie drzewo ks. prałat Jar. jeden z pelplińskich oryginałów. A niespodziewanie przyszedł wice rektor, czego demonstrujący ów pokaz nie zauważył. Po dłuższych popisach przy salwach śmiechu odezwał się wice rektor: No, panie Kupper, zgłosi się pan do księdza prałata. Edek z głupia frant zapytał się: do którego? Usłyszał: do tego, którego pan miał na myśli. Ale wszyscy zauważyli, że przełożony także tłumił w sobie śmiech.
Wykładowcą fonetyki był ks. prof. Kowalkowski, o którym Edek twierdził, że jest jego wujem. I oto wuj „oblał” Edka. Ten wybrał się do wuja z zażaleniem. Wrócił i oznajmił, iż wuj mu powiedział, że to nic nie szkodzi. Na wakacjach będzie w jednym ręku trzymał grabie, a w drugim skrypt i się uczył. Wobec takiego dictum Edek wobec zgromadzonych współmieszkańców pokoju (tzw. kołchozu) urządził publiczne, uroczyste wyrzekanie się wuja.
Egzamin z pedagogiki u ks. prof. Rzóski (krótkowidza). Byliśmy obaj u niego w pokoju. Edek był pytany, a czego nie wiedział, ja musiałem odpowiadać. Edkowi szło dosyć kulawo, a mnie jeszcze gorzej. Po wymęczeniu nas, profesor powiedział do mnie: ty jak na pierwszy raz to dobrze, ale on (tzn. Edek) już tyle razy był u mnie i jeszcze nie umie! Edek wybałuszył gały i rzecze: jestem tu pierwszy raz! A Rzóska przymrużył oczy i powiedział swoim nosowym głosem: ale, ba, ja się pomyliłem, myślałem, że powtarza rocznik. No to wobec tego dobrze odpowiadał.
Inne kolokwium z prawa kanonicznego u prof. Muellera. Przychodzimy do jego pokoju, a ks. Profesor: niech księża siadają, Edek usadawia się w fotelu, a profesor: księże, tu ksiądz usiądzie jak będzie kanonikiem. Teraz proszę na krzesło!
Ks. prof. Franciszek Manthey, który bardzo lubił „czepiać” się Edka w sensie humorystycznym, w czasie jednego kolokwium, gdy Edek nie bardzo potrafił odpowiedzieć na pytanie, usłyszeliśmy uwagę: „Panie Kupper, najlepiej, gdyby pan spakował manatki i wrócił do domu”. Nastąpiła chwila ciszy i konsternacji, a po tejże chwili usłyszeliśmy powtórnie Mantheya: „Albo nie, bo za parę lat zaczną napływać do Seminarium młode Kupperki i będzie jeszcze gorzej. Niech pan zostanie!”
Tenże sam ks. profesor zadał mu pytanie o czyny naturalnie dobre, które można czynić bez łaski Bożej. Nad tym się jednak Edek zastanawiał. Wtedy profesor powiedział: „Panie Kupper, gdy pan nabroi i ojciec weźmie pas i zacznie u pana czynności pedagogiczne na odwłoku…”, w tej chwili Edek nie słysząc przymówki profesora odpowiedział na pierwsze pytanie: „to się dzieje bez łaski Bożej”. 0 reakcji profesora i kolegów nie trzeba już wspominać!
Już kapłaństwo. Był bodaj wtedy wikarym w Kartuzach. Sam mi opowiadał: Było Wszystkich Świętych i śpiewał po łacinie lekcję o „decem millia signati”, co przecież powtarzało się wiele razy. Po Mszy św. podchodzi do niego pan i mówi mu: „Księże, ksiądz śpiewał dziś jak pęknięta płyta – ciągle to samo”.
Jako wikariusz wpada kiedyś do nas na plebanię w Gdyni – Leszczynkach i woła: Chłopaki potrzebuję na gwałt 100 złotych. Pożyczcie. A Jasiu Friedel na to: na wszystko ci pożyczę, ale na to, to nie!!!
Już nie Edek, ale ojciec Jacek. Na początku lat 80 – tych z o. Fidelisem tworzyli duet misji parafialnych. U mnie w Zamartem też. Wtedy powstało powiedzenie, że misje przeprowadza tandem: „obracaj kuper”.
Także z racji nazwiska Edka – o. Jacka powstało w dekanacie chojnickiem i w okolicy określenie zakonu: „franciszkanie Kupperkowi” . Co wcale nie miało żadnego wymiaru złośliwości.
Także, gdy ojciec Jacek tworzył dom pod Wieżycą, nazywaliśmy to: „Kupperkowo”.
Przed laty zapytany przeze mnie, co robi o. Fidelis, odpowiedział: „Pojechał nawracać Cadaffiego”.
Taki był Edek – ojciec Jacek. Niewątpliwie kwiatków było więcej, ale nie wszystkie mogłem oglądać, a pewnie niektóre już wyleciały z pamięci. Tyle lat już minęło!
A dziś pochowaliśmy go przy pięknym jałowcu. Bracie Jałowcu – miłym towarzyszu św. Franciszka. Dziś także po powrocie z pogrzebu one wspominki utrwaliłem na piśmie.
Silno, dnia 26 czerwca 1999,
Ks. Ludomir Warnke,kolega kursowy o. Jacka.